Lata młodzieńcze

Młody Mieczysław nie był zainteresowany nauką w szkole handlowej, wolał spędzać czas na czytaniu książek o podróżach, które go fascynowały i o których marzył. Sprawiał trudności wychowawcze, m.in. zmieniał szkoły, nie chciał się uczyć i był nazywany „diabłem wcielonym".

Tony nie zaznał rodzinnego ciepła, mimo że miał komfortowe warunki do życia. Po śmierci ojca na przemian bywał w Żulicach koło Kielc i Żabinach koło Płocka. Stryj z którym mieszkał, był rygorystyczny i w podeszłym wieku. Po latach członkowie rodziny przyznawali, że Tony nie miał łatwego dzieciństwa. Wuj Wacław zmarł w 1938 roku, jednakże nic nie zostawił dla niego w testamencie.

Kiedy miał 15 lat postanowił, że  nigdy nie będzie rolnikiem. Nie podobało mu się to, że jego ojczym kazał mu wstawać o świcie i pracować w gospodarstwie. Chciał podróżować, dlatego w kwietniu 1936 roku, kiedy pojawili się flisacy, Mieczysław zniknął. Matka rozpaczała, natomiast ojczym nie był zdziwiony tą sytuacją. Tony wziął ze sobą 20 złotych, chleb zawinął w chustkę i ruszył wraz z flisakami. Dopłynął do Trójmiasta, gdzie pytał o rejs do Brazylii. Kiedy dostał się na statek pod obcą banderą, okazało się, że ten długo nie wypływa. Okręt przeszukiwali policjanci, którzy znaleźli towary przeznaczone do przemytu, a przy okazji małoletniego Mieczysława. Pod sam dom odwiozła go straż portowa.  Tam czekała go obowiązkowa kara.

W wakacje pracował u hrabiostwa Hołyńskich w majątku Radzanowo. Matka i ojczym liczyli na to, że ciężka praca wybije mu z głowy ucieczki. Mylili się. Okazało się, że Hołyńscy to podróżnicy, więc Halik podczas pobytu więcej słuchał niż pracował. Dzięki temu nabrał pewności do podróżowania. Po tym wydarzeniu matka błagała dyrektora szkoły, by go ponownie przyjął. W szkole Halik opowiadał wszystkim o pierwszej podróży a koledzy słuchali jak zaczarowani.

Uczęszczał do Płockiego Liceum im. Stanisława Małachowskiego, natomiast ukończył inną szkołę – Liceum Ogólnokształcące im. Władysława Jagiełły w Płocku.