Kinematografia toruńska

print this page

W dzisiejszych czasach jesteśmy przyzwyczajeni do wszechobecności i uniwersalności kin – reklamy nowych filmów wywieszane są w autobusach, na przystankach, bilbordach, pojawiają się w prasie, telewizji, Internecie. Duże, często zagraniczne, multipleksy zmonopolizowały rynek – chodzimy prawie wyłącznie do „sieciówek”. Praktycznie żaden młody człowiek nie był nigdy w prywatnym, małym kinie. Jesteśmy wręcz bombardowani promocjami i okazjami – „dwa bilety w cenie jednego!”, „wejściówka za pół ceny!”, „kup duży popcorn, a otrzymasz voucher na kolejny seans”...

Jednak nie zawsze tak było. Jeszcze kilkadziesiąt lat temu panowały zupełnie inne zwyczaje i normy. Kina należały do prywatnych przedsiębiorców, liczyły nie więcej niż 300-400 miejsc siedzących (dziś jest to na ogół 1000-2000 miejsc), wyświetlano zaledwie kilka seansów dziennie. Gdy dodamy do tego obrazu fakt, że filmy były nieme i czarnobiałe, sale zatłoczone, projektory trzeszczały głośno, zagłuszając trapera (czyli osobę grającą na żywo na sali kinowej), może nam się wydawać, że cofamy się do bardzo zamierzchłej przeszłości. A przecież w szerszym kontekście historycznym dwudziestolecie międzywojenne było nie tak bardzo dawno temu...

A jak rozwój X muzy wyglądał w Toruniu? Kinematografy wędrowne i stałe istniały w mieście już od początku XX wieku. Odzyskanie niepodległości w styczniu 1920 roku spowodowało przyśpieszenie procesu tworzenia się polskich kin. Przez dwie dekady międzywojnia powstało ich kilkanaście. Największą popularnością cieszyły się m.in: Palace, Corso, Apollo, Pan, Aria, Światowid. Oglądać można było zarówno produkcje zagraniczne, jak i krajowe, a nawet kilka tytułów miejscowych wytwórni (np. Marwin-Filmu).

Choć największą ciekawość budziły oczywiście zagraniczne produkcje rozrywkowe, chętnie i licznie uczęszczano na popularne wówczas filmy o tematyce patriotycznej. Częstym zjawiskiem było ekranizowanie znanych powieści, wśród których wymienić można takie tytuły jak: „Pan Tadeusz”, „Moralność pani Dulskiej”, „Znachor” „Wiatr od morza”. Ostatnia pozycja pełniła jeszcze jedną, bardzo ważną w tym okresie, funkcję. Po przeszło stu latach podziału między trzech zaborców, Rzeczpospolitą połączono w jeden organizm państwowy, co wiązało się z wieloma problemami. Dlatego tak istotne było wyedukowanie publiczności (czy szerzej: społeczeństwa) na temat nowodołączonych ziem.

Tak w skrócie wyglądała kinematografia w międzywojennym Toruniu – duma z krajowych (lub nawet światowych!) gwiazd srebrnego ekranu pochodzących z ziem toruńskich; chęć poznania nowej rozrywki jaką stało się kino; ogólny zachwyt nad cudami techniki; a także ogromny zapał i ambicje. Torunianie bowiem poza tym, że chętnie oglądali filmy, chcieli je także tworzyć (czego dowodzą na przykład założyciele wytwórni „Marwin-Film” czy gwiazda filmowa Helena Grossówna). Kto wie, czy gdyby nie wybuch drugiej wojny światowej, w Toruniu nie powstałoby drugie Hollywood...